Żywa lekcja historii odbyła się w Bytomiu. Prawie 120 członków grup rekonstrukcyjnych z Polski oraz za granicy wzięło udział w rekonstrukcji walk o Miechowice. Naprzeciw siebie ponownie stanęły odziały niemieckie oraz Armii Czerwonej.
- Nasze zamiłowanie do historii przelewamy na wydarzenia, które pokazujemy tutaj ludziom, jak to było kiedyś ponad 70 lat temu. Podczas II wojny światowej, kiedy Armia Czerwona wkraczała na te tereny – powiedział Tomasz Wojdyła, wiceprezes Stowarzyszenia Pro Fortalicium.
Wydarzenia, które rozegrały się w tym miejscu pod koniec stycznia 1945 roku do teraz mrożą krew w żyłach. Radzieccy żołnierze w bestialski sposób wymordowali 380 cywilnych mieszkańców Miechowic.
- Mam bardzo niewdzięczną rolę, ponieważ będę katem księdza Frenzla. To nie jest zabawa, jak sobie myślą niektórzy, że przyjdziemy sobie postrzelać i się pośmiejemy. To jest naprawdę bardzo duże obciążenie psychiczne i strasznie ciężka jest ta rekonstrukcja – zdradził Piotr Orzeł, członek grupy rekonstrukcji historycznej Berliner Mauer.
O tej zbrodni przez długie lata nie można było mówić głośno.
- W czasach PRL-u przedstawiano Armię Czerwoną jako wyzwolicieli. Jednak pamiętajmy, że jesteśmy na Górnym Śląsku, gdzie ta polsko-niemiecka granica była bardzo żywa w świadomości ludzi. Działy się tutaj rzeczy straszne – rzekł Dariusz Pietrucha, prezes Stowarzyszenia Pro Fortalicium.
Dodatkową atrakcją była możliwość zwiedzenia schronu przeciwlotniczego. Jego modernizacja trwała prawie rok. Przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem dzięki uporowi trzech członków Stowarzyszenia Pro Fortalicium, którzy w tym miejscu stworzyli regionalną izbę pamięci.
Członkowie „Pro Fortalicium” oraz grup rekonstrukcyjnych zwracają uwagę na fakt, że na historię Górnego Śląska nie można patrzeć jedynie przez pryzmat czerni i bieli.
- Tutaj zawsze się ścierały wpływy polskie, niemieckie oraz czeskie. Byli również tacy ludzie, którzy uważali się za autochtonów i nie zamierzali się wiązać z żadnym państwem. Taka jest specyfika regionów przygranicznych i od tej historii nie uciekniemy – dodał Pietrucha.