Drugie zwycięstwo w Futsal Ekstraklasie odniosła Gwiazda Ruda Śląska. Podopieczni Tomasza Klimasa po emocjonującym meczu pokonali przed własną publicznością drużynę Red Dragons Pniewy.
Czerwone Smoki przyjechały do Rudy Śląskiej podbudowane zwycięstwem nad Wisłą Krakbet Kraków i z ogromnym apetytem na kolejne punkty. Już w pierwszych minutach meczu formę Aleksandra Waszki sprawdzili Adam Wachoński i Adrian Skrzypek. Golkiper Gwiazdy za każdym razem był jednak na posterunku.
W 4. minucie skuteczny kontratak dał gospodarzom prowadzenie. Wojciech Działach obsłużył precyzyjnym podaniem Jacka Hewlik, a ten z bliska wpakował futbolówkę do siatki. Działach zagrał po pierwszym w tym sezonie w pierwszej piątce zastępując Andrija Kidanowa.
- Działach zagrał dzisiaj poprawnie. Kidanow nabawił się lekkiego urazu kolana, więc nie chciałem ryzykować. Wojtek zaliczył dzisiaj ładną asystę przy bramce Hewlika. Będę miał spory ból głowy przed ustalaniem składu na najbliższe spotkanie - zdradził Tomasz Klimas, szkoleniowiec Gwiazdy.
Pniewianie mieli kilka znakomitych okazji, żeby wyrównać. Najbliżej szczęścia był w 12. minucie Wachoński, po którego strzale z ostrego konta piłka zatrzymała się na poprzeczce. Krótko przed przerwą na 2:0 mógł podwyższyć Piotr Bubec, ale przegrał pojedynek z Maciejem Foltynem.
Druga odsłona rozpoczęła się od huraganowych ataków gości. Czerwone Smoki zaczęły grać wysokim pressingiem, co sprawiało początkowo spore problemy graczom Gwiazdy. W 21. minucie Patryk Hoły nie zdołał wpakować piłki do siatki z najbliższej odległości. Rudzianie odpowiedzieli strzałem w słupek Ariela Piaseckiego. Większa precyzję wykazał się kilka chwil później Bubec, który przelobował Foltyna, a Szymon Łuszczek jedynie dopełnił formalności.
Sytuacja Red Dragons zrobiła jeszcze trudniejsza po drugiej żółtej kartce dla Foltyna. Przez 2 minuty Gwiazda grała z przewagą jednego zawodnika, ale defensywa gości spisywała się bez zarzutu.
- Nie wiem do końca za co kartkę dostał nasz bramkarz i czy powinniśmy grać w osłabieniu. Na parkiecie zrobiło się nerwowo i to zupełnie niepotrzebnie - stwierdził po końcowym gwizdku Łukasz Frajtag, grający trener gości.
Na 15 sekund przed końcową syreną gola zdobył, uderzając z dystansu Wachoński. Na kolejnego gola zabrakło już czasu.