Smród podobno nie może nikogo zabić, ale może skutecznie utrudnić życie. Doskonale wiedzą o tym mieszkańcy bloków przy ulicy Henryka Sławika i Jana Karskiego w Rudzie Śląskiej-Bykowinie, gdzie sąsiedztwo pobliskiego zalewiska spędza im sen z powiek.

- Co wieczór do naszych mieszkań dochodzi bardzo intensywny zapach, który nie pozwala nam otworzyć okien. Nawet teraz nie da się spać przy otwartym oknie, bo ten odór jest nie do wytrzymania - powiedziała Magdalena Staniukiewicz, mieszkanka osiedla w Bykowinie.

Średnio co pół godziny poprzez wpust do Potoku Bielszowickiego dostaje się potężny strumień bliżej nieokreślonej cieczy. Towarzyszy temu fetor, który trudno opisać słowami.

- Mamy problem z przepompownią, która stoi w tym miejscu. Wszystko wskazuje na to, że woda z tego zalewiska przedostaje się do tej przepompowni i tym wypustem z powrotem wpada do tego zalewiska - zdradził wiceprezydent Krzysztof Mejer.

- Mieszkańcu, którzy mieszkają w tym miejscu od 30 lat mówią, że zawsze tutaj śmierdziało, ale nigdy tak bardzo jak teraz. Nigdy ścieki nie spływały do potoku w takiej ilości - stwierdził Łukasz Michalski, mieszkaniec pobliskiego osiedla.

Pomocy szukali już praktycznie wszędzie. Sprawą od wielu miesięcy starają się zainteresować rudzki magistrat, ale jak sami twierdzą - na razie bez większego efektu. Na miejsce była nawet wzywana straż miejska i pobierała próbki wody do analizy.

- Te ścieki są w różnych kolorach. Czasem są niebieskie, zielone, czasem leci brązowy szlam. Ten szlam głównie znajduje się tutaj przy wpuście - rzekła Ewa Chmielewska z Fundacji Aktywni Społecznie AS.

Problemem szybko zainteresowały się media. Władze miasta analizują sprawę. We wtorek i środę na miejscu pojawił się między innymi wiceprezydent Krzysztof Mejer w asyście urzędników oraz prezesa rudzkich wodociągów.

- Woda, która spływa od strony Chorzowa staje w miejscu, ponieważ teren zalewiska osiadł z powodu szkód górniczych, i nie ma naturalnego spływu. Tak się dzieje od lat i wszystko co płynęło tym potokiem tam jest osadzane i stąd ten fetor - oznajmił wiceprezydent Mejer.

Mejer wierzy, że rekultywacja zalewiska rozwiąże problem. Jednak sytuację nieco komplikuje fakt, że potok należy do Wód Polskich, natomiast część terenu do Polskiej Grupy Górniczej.

Zapach, chociaż jest odczuciem subiektywny da się zmierzyć, ale niestety - nie w Polsce. Rodzime prawo w tej kwestii nadal nie jest dostosowane do unijnych przepisów, a cierpią na tym mieszkańcy, którzy ze śmierdzącym problemem są pozostawieni często sami sobie.

Więcej w Wydarzeniach oraz materiale wideo o 17:18.

Media

KOMENTARZE