Gwiazda Ruda Śląska przegrała na własnym parkiecie z Rekordem Bielsko-Biała w pierwszym meczu ¼ Pucharu Polski. Rewanż za ponad miesiąc w Cygańskim Lesie. Do Final Four awansuje zwycięzca dwumeczu.
Mecz w Rudzie Śląskiej idealnie rozpoczął się dla przyjezdnych, którzy po 5 minutach gry prowadzili już 2:0. Najpierw Rafał Franz z bliska trafił do siatki, wykorzystując chaos w defensywie rudzian, a chwilę później Dmytro Kameko uderzył z dystansu w samo okienko.
- Kompletnie nieudany początek. Bardzo szybko dostaliśmy dwie bramki i zaczęły się problemy. Rekord mógł grać spokojnie, a my musieliśmy atakować, więc byliśmy narażeni na kontry, które bielszczanie wyprowadzali wzorowo – powiedział Szymon Łuszczek, zawodnik Gwiazdy Ruda Śląska.
Gospodarzom z przewagi Rekordzistów udało się otrząsnąć dopiero po 10 minutach. Początkowo niewiele miał pracy między słupkami Krystian Brzenk, a Gwiazda głównie szukała swojej szansy, uderzając z dystansu. Przełom nastąpił w 14. minucie. Wojciech Działach popędził z piłką na bramkę gości i nie dał szans na skuteczną interwencję Brzenkowi. Na tego gola jeszcze przed przerwą odpowiedział Artur Popławski.
Po przerwie długo trzeba było czekać na kolejne bramki, a gra się nieco zaostrzyła. Dopiero w 36. minucie do siatki trafił Szymon Łuszczek, wlewając nieco nadziei w serca rudzian. Kilka chwil później płomyk ładną podcinką zgasił Radek Polaszek. Szansę na zdobycie gola kontaktowego miał w końcówce Łuszczek, ale pomylił się z 10 metrów.
- Nam w Rudzie Śląskiej zawsze gra się ciężko ze względu na specyficzny parkiet. Z wyniku jesteśmy zadowoleni, ale nasza gra była daleka od ideału. Jesteśmy w lekkim kryzysie i to widać na parkiecie – zdradził Andrzej Szłapa, zawodnik Rekordu Bielsko-Biała.
- Rekord ma kilka sytuacji i większość wykorzystuje. My na chwilę obecną takim klasowym zespołem nie jesteśmy i potrzebujemy wielu okazji, aby trafić do siatki. To wszystko ma później odzwierciedlenie w wyniku końcowym – stwierdził Tomasz Klimas, trener Gwiazdy.